Barwny ich strój, barwny strój,
Amaranty zapięte pod szyją,
Ach Boże mój, Boże mój,
Jak ci polscy ułani się biją, się biją.

Ziemia aż drży, ziemia drży,
Stary szyldwach swe oczy przeciera,
Wszak oni są, param-pam-pam,
To są ułani spod Samosierry.

Pod Au, pod Au, pod Austerlitz,
Dostaliśmy w dupę i nic,
Bo taką naturę od Boga już mamy,
że w dupę bierzemy i nic nie gadamy.

I pomaszerował dalej…

Trąbo nasza, wrogom brzmij,
Pam-param.

Historia hymnu
Cechą charakterystyczną bystrzackich spływów jest wspólne odśpiewanie hymnu przed zejściem na wodę. Można go usłyszeć co roku na Bystrzackiej Polanie nad Białką czy w Sromowcach Niżnych, u progu przełomu Dunajca. Pisał o nim Jerzy Majcherczyk w książce „Zdobycie Rio Colca”, a Piotr „Karol” Chrupczalski (blacha nr 2) wspomina, jak pierwszy raz usłyszał tę przyśpiewkę w 1972 roku podczas balu Akademickiego Klubu Jeździeckiego i przeszczepił ją na grunt działalności kajakowej.

Początkowo pełniła ona funkcję „pieśni bojowej” i wykonywano ją dla pokrzepienia serc przed szczególnie trudnymi fragmentami spływu. Następnie  stopniowo awansowała,  do rangi nie oficjalnego hymnu naszego Klubu. Tekst i melodia bazują na znanej pieśni kawaleryjskiej pt. „Wizja Szyldwacha” napisanej przez Stanisława Ratolda. W warstwie tekstowej da się jednak zauważyć istotne zmiany względem oryginału. Uważnego czytelnika może zaskoczyć to, że podmiot liryczny stawia się po stronie przegranych spod Austerlitz, podczas gdy polska tradycja ułańska związana jest silnie z mitem napoleońskim. Wspomniany wyżej Piotr Chrupczalski, zapytany o tę kwestię, wyznał, że decydujące były raczej kwestie rytmiczne niż semantyczne. Z uwagi na pierwotną rolę piosenki ważne było, aby tekst nadawał się do wspólnego wykrzyczenia dla podniesienia morale – i tu dźwięczna nazwa Austerlitz znakomicie się sprawdzała.

Najkrótsze i najpełniejsze wyjaśnienie zawiłości tekstowych oferuje chyba jednak rozmowa przeprowadzona z założycielami Bystrza zaraz po pokazie filmu „Godspeed, Los Polacos!”
-Piotrze, ale czemu Austerlitz? Przecież polska tradycja wiąże się raczej z Napoleonem, który pod Austerlitz zwyciężył.
-Ty się raczej spytaj, po ilu wódkach to było! – głos z tłumu.
W ten sposób amaranty i wyłogi ułańskiego munduru zostały zastąpione przez równie kolorowe kurtki i kombinezony. Kask chroni bystrzacką głowę przed kamieniami niczym ułańskie czako przed kozacką szablą, a w migotliwym świetle ogniska mokra kamizelka, powieszona na sęku drzewa, może stać się na chwilę błyszczącym kirysem. I tylko wciąż „dostajemy w dupę i nic”, bo kajakarstwo górskie to specyficzny sposób spędzania czasu. Który, oczywiście, wszystkim polecamy.

Krzysztof Nowakowski